Cała prawda o finansowych influencerach i guru-straszycielach | Karmienie strachem to plaga
Uważam, że dzisiejszy odcinek może będzie jednym z ważniejszych , które na tym kanale powstały zarówno dla Waszego zdrowia psychicznego jak i dla Waszych portfeli. Dotyczyć to będzie fenomenu, który obserwujemy coraz częściej i staje się on coraz bardziej bezczelny. Mowa o profesjonalnych straszycielach. Dlaczego profesjonalnych? Bo jeśli ktoś się zajmuje czymś zawodowo i na tym zarabia to dane zajęcie staje się jego profesją, czyli osoba taka staje się profesjonalistą.
A w kwestii zarobienia na straszeniu - tak, da się na tym zarobić i to całkiem sporo, ile dokładnie i w jaki sposób, to Wam zaraz wytłumaczę. Ale dlaczego akurat teraz wyrasta duża ilość takich straszycieli jak grzyby po deszczu? Z dwóch powodów: szczególnie ostatnio jest czym straszyć i metody propagowania treści są najefektywniejsze w historii, dlatego najłatwiej jest uzyskać taką metodą zamierzany cel, a celem takim najczęściej jest pieniądz. I mimo, że wybrane rzeczy, które powiem mogą dla niektórych wydawać się krytyką to moim celem nie jest oczernianie ani krytykowanie. Celem tego materiału jest zwiększyć Waszą świadomość dotyczącą tego co w mediach konsumujecie i może trochę uspokojenie Was byście mogli podejmować mądrzejsze życiowo, jak i finansowo decyzje. Bo emocje nie są dobrym doradcą, więc chciałbym je trochę ostudzić.
Tyle słowem wstępu, zapraszam na odcinek. Cześć i witam Was na naszym kanale „Giełda, inwestycje, trading”, który powstaje we współpracy z blogiem „Pamiętnik Giełdowy”, którego autorem jest mój brat Daniel, a ja nazywam się Patrik. DLACZEGO CHCEMY SIĘ BAĆ? Strach. Jest bardzo silnym motywatorem. W 1979 roku Daniel Kahnemann wspólnie z Amosem Tverskym udokumentowali i stworzyli teorię psychologiczną, która się nazywa po prostu awersja do straty i jest jedną z wielu elementów teorii perspektywy, która opisuje nielogiczne zachowania w tym jak człowiek podejmuje decyzje. I w tym miejscu polecam nie opierać swoich poglądów tylko bazując na co ja mówię, ale się zainteresować takimi rzeczami na własną rękę, wyguglujcie sobie te pojęcie, albo po prostu przeczytajcie np. książkę „Pułapki Myślenia” Daniela Kahnemanna by zrozumieć to zjawisko lepiej.
Wniosek tego o czym mówię jest jednak prosty - człowiek ma nieracjonalnie dużą awersję do straty. Boimy się utracić to co już mamy, nawet jeśli strach taki nie ma żadnego sensu lub się nie kalkuluje. Jesteśmy skłonni uwierzyć, że coś irracjonalnego jest prawdą tylko po to by zwiększyć prawdopodobieństwo, że nie stracimy tego co już mamy. Dokładnie to jest powodem, dlaczego podejmujemy nieracjonalne decyzje życiowe, w których zamiast koncentrować swoją energię na zyskaniu wiedzy, ekspertyzy, majątku lub możliwości koncentrujemy swoją energię na chronieniu tego co już mamy, mimo tego, że te rzeczy często nie wymagają żadnej ochrony, lub nie mamy na te kwestie wpływu i strach po prostu niczego nie zmieni. Wynika to po części z efektu posiadania, czyli zjawiska, w którym cenimy coś co posiadamy wyżej niż jeśli byśmy tego nie posiadali.
Jak to działa dobrze ilustruje słynny eksperyment, w którym jedna grupa osób dostała po tabliczce czekolady a druga grupa osób dostała po kubku do kawy. Mieli się ze sobą pozamieniać, tak żeby każdy zdobył przedmiot, który w ich oczach jest więcej warty. I prawie nikt się nie chciał zamieniać. Większość osób uważała, że to co ma jest warte więcej niż to co ma druga osoba. Więc to co już posiadamy jest w naszych oczach więcej warte niż to co możemy posiadać i dlatego, włączając do tej teorii awersję do straty, nie dziwi nas fakt, że przeciętny człowiek przykuwa większą część swojej życiowej energii do chronienia tego co już ma niż do zdobywania tego co jeszcze może mieć.
Jak pisze Kahnemann: Więc widzicie skąd ta duża dysproporcja między zainteresowaniem tymi tematami. Stąd przeciętny Kowalski bardziej zainteresowany będzie filmem na YouTube o tytule „wszyscy zamarzniemy tej zimy” niż takim o tytule „jak zdobyć bogactwo tej zimy”. To co możemy mieć, jest w naszych głowach mniej ważne niż to co mamy i co należy w takim razie chronić.
Oczywiście jest cały szereg innych zjawisk ewolucyjnych i psychologicznych wpływających na to, że strach jest zdrowy i ma wyższy priorytet niż inne motywatory. Bo podstawowymi siłami napędowymi człowieka są fizjologiczne potrzeby, jak jedzenie, picie itd. Ale jeśli podczas jedzenia wyjdzie zza rogu lew to wiadomo, że wyższy priorytet będzie miał strach i to co on z nami zrobi, by nas uratować. Patrząc na piramidę Masłowa, czyli hierarchię ludzkich potrzeb również można dobrze zrozumieć skąd tak wysoki priorytet strachu i zapobiegania. Podstawą piramidy są wspomniane potrzeby fizjologiczne jak jedzenie i picie, zaraz kolejnym elementem, drugim najważniejszym po fizjologicznych potrzebach jest potrzeba bezpieczeństwa. Czyli bezpieczeństwo ekonomiczne, osobiste itd.
Następnie mamy przynależność, szacunek i na końcu samorealizacja. Myślę, że jeśli do wyboru mamy zaspokojenie dwóch różnych potrzeb, czyli samorealizacji lub zabezpieczania to teraz już wiecie, że między tymi dwoma jest duża różnica w hierarchii ludzkich potrzeb. Ochrona tego co już mamy zawsze będzie większą potrzebą niż samorealizacja.
I tym samym mamy odpowiedź na pytanie dlaczego filmy na YouTubie, w których mowa o końcu świata, wielkim resecie, pandemicznym armagedonie i innych strasznych rzeczach, które już zaraz mają się wydarzyć cieszą się takim zainteresowaniem. Jesteśmy po prostu ewolucyjnie tak zaprogramowani, aby te rzeczy nas bardziej interesowały. To teraz przejdźmy do drugiego punktu, dlaczego wszyscy o takich rzeczach gadają? Skoro wszędzie mowa o takich czarnych scenariuszach to może w tym coś jest? W poszukiwaniu odpowiedzi na to pytanie zahaczymy o dwa elementy - algorytmy w internecie oraz pieniądze. Wpierw algorytmy.
Myślę, że społeczeństwo staje się coraz bardziej świadome tego, że internet nie jest dla każdego taki sam. Ale nie jest to jeszcze dla wszystkich oczywiste. Treści jest tak wiele, że nie w sposób jest się w nich odnaleźć by odszukać dokładnie to czego potrzebujemy. Dlatego w szczególności duże platformy, typu Facebook, Google, czyli też YouTube i inne tego kalibru, sugerując nam treści, podają nam dokładnie te, którymi się interesujemy. Ja w tym roku zacząłem skakać na spadochronie, obejrzałem kilka filmów o samochodzie Mazda MX-5 i interesuję się fotografią, zgadnijcie co widzę wchodząc na YouTube.
Albo zgadnijcie co widzę wchodząc na Facebooka. Zgadnijcie jakiego typu reklamy mi wyskakują gdy wchodzę na skrzynkę pocztową nawet na innym niezależnym serwisie typu onet albo wp. Nawet zacząłem dostawać maile z promocjami w sklepach z aparatami oraz zaproszenia na jazdy testowe samochodów.
Internet podsuwa nam to co sami w nim szukamy. I to nie tak, że właściciel salonu z samochodami wie kim jestem i mi osobiście wysyła reklamy - on wykupuje reklamę na Facebooku albo w Google, a te strony robią resztę. One wiedzą o nas wszytko i dopasują do nas treści tak aby były idealnie dopasowane.
Odszukują kto pasuje do grona zainteresowanych danym produktem osób i celnie do nich docierają. I groźne zaczyna się to robić dopiero w momencie gdy w grę wchodzą polaryzujące tematy. Jeżeli raz obejrzycie 20 minutowy film, w którym ktoś Wam tłumaczy, że tej zimy wszyscy umrzemy z głodu to jutro zostaniecie zasypani podobnymi treściami. I wydawać Wam się będzie, że wszyscy już o tym gadają, nie ma innej prawdy. To samo dotyczy poglądów politycznych, teorii spiskowych dotyczących pandemii lub wojny i innych równie mocno emocjonujących tematów, gdy raz wpadniecie w kategorię „koniec świata” to już na długo w niej pozostaniecie i codziennie będziecie widzieć tego typu treści bo codziennie powstają nowe tego typu treści. Każdej minuty na YouTube publikowane jest 60 godzin materiału.
Możecie sobie wyobrazić, że treści jest tak dużo, że niezależnie od Waszych poglądów - da się stworzyć spersonalizowaną listę filmów, które możecie oglądać 24/7, które będą Was tylko utwierdzać w przekonaniach, które już i tak macie. I tu dochodzimy do kolejnego elementu tej układanki - czyli pieniędzy. Dlaczego powstaje tyle treści, które wywołuje tyle emocji? Odpowiedź jest prosta - jest to niezwykle lukratywne zajęcie. Po prostu takie filmy, takie artykuły i takie treści się lepiej klikają.
Wywołują większą burzę w komentarzach i to zapętla algorytm, który podsuwa to jeszcze większej ilości osób, bo skoro tylu jest chętnych na oglądanie i komentowanie to zapewne jest to wartościowa treść. Algorytm YouTube nie ocenia filmu moralnie - czy dobrze jest straszyć, czy ten film dobrze wpłynie na czyjeś poczucie bezpieczeństwa itd. Algorytm bierze bardziej pod uwagę to czy dużo osób to kliknęło i czy długo to ogląda, czy dużo osób komentuje i zostawia łapki w górę itd. Oczywiście jeśli ktoś w dodatku ma charyzmę i dar tłumaczenia i w przekonujący sposób pozostawi widza z wrażeniem, że teraz on wie więcej niż cała reszta to te łapki w górę się posypią i film będzie tym lepiej promowany na platformie.
Więc dla chętnych, oto krótka instrukcja jak się stać zawodowym straszycielem i na tym zarabiać: Musicie posiadać dar tłumaczenia, najlepiej sprawiać wrażenie wszechwiedzącej osoby i mieć emocjonujący sposób przemawiania. To co mówicie powinno wpływać na emocje widza, bo te emocje powodują, że widz podejmie decyzje – na przykład: mówicie, że rząd nas okrada i ma plan na usunięcie klasy średniej, ale Wy macie sposób na poradzenie sobie z takim kryzysem, zapraszacie więc na szkolenie, w którym wytłumaczycie jak zabezpieczyć swój majątek i nie żyć w biedzie. Możecie polecać rozwiązania ze swojej książki, możecie też niczego nie sprzedawać a korzystać po prostu z zarobku z reklam, lub z benefitów jakie dają stawanie się rozpoznawalną osobą. Takich benefitów jest dużo.
Musicie potrafić we wszystkim doszukać się tego co najgorsze. Jeśli dochodzi do jakichś zmian w polityce, jeśli dochodzi do rewolucji w energii, w technologii lub na arenie rynków finansowych, musicie potrafić znaleźć w tym zagrożenia i je w obrazowy sposób przedstawić. Musicie poruszać tematy, które docierają do mas i przy tym bezpośrednio dotyczą ludzi dla których tworzycie treści. I nie powinny one być zbyt jednoznaczne. Możecie na końcu stawiać znaki zapytania, czyli na przykład zatytułować film tak: wielki reset i bieda? Oszukują nas? Albo 2023 nadchodzi komuna i bieda? Wolność zagrożona – zamykanie firm i wysiedlenia bez odszkodowania? Najlepiej straszyć tym co z historii wiemy, że się działo, wtedy jest większe prawdopodobieństwo tego, że widz w to kliknie, bo przecież już kiedyś mieliśmy komunę więc nie jest to takie niemożliwe, że rząd coś znowu planuje, ten YouTuber na pewno wie więcej niż wyrocznia.
Człowiek ma naturalną skłonność wierzenia w to, że historia się powtórzy. Rzadziej bierzemy pod uwagę możliwość, że wydarzy się coś co jeszcze nigdy się nie wydarzyło. Dlatego tworząc niepokojące tytuły pamiętajcie nawiązać do przeszłości, której nikt nie chce powtórzyć. Pamiętajcie o niejednoznaczności – wtedy pozostawicie sobie pole do manewru na wypadek gdyby koniec świata jednak nie nastąpił.
Pamiętajcie też regularnie publikować czarne scenariusze, tak aby w przyszłości z tej całej palety postawionych tez, przynajmniej jedna się sprawdziła. Statystyka jest taka, że coś kiedyś się na pewno stanie, więc na 100 rzeczy, które przewidzieliście jeśli jedna stanie się prawdą lub chociaż o nią zahaczy to już będziecie ekspertem. Jeśli jesteście bystrzy, to przepowiednie tak zaprezentujecie, że dadzą one duże pole do interpretacji. Innym dobrym przykładem mogą być przepowiednie dotyczące indeksów giełdowych – jeśli będziecie regularnie powtarzać, że w kolejnym roku przyjdzie krach lub bessa, to w momencie gdy ten krach/bessa faktycznie przyjdzie, a kiedyś zawsze przychodzi, to będziecie mogli powiedzieć „przecież od lat Wam mówiłem, że tak się stanie”.
Przy tym chyba nie każdy swoim widzom wytłumaczy, że krach/bessa to naturalny element rozwoju gospodarczego i to że w końcu doświadczymy kryzysu jest tak pewne jak śmierć i podatki. Gdy będziecie takie rzeczy dostatecznie często powtarzać, to podobnie jak zepsuty zegarek, dwa razy na dobę wskażecie prawdę. No i oczywiście pamiętajcie, że jako “ekspert finansowy” jesteście nieomylni i gdy któraś prognoza się nie sprawdzi, to musicie mieć plan zapasowy.
Gdy się okaże, że nie macie racji to musicie potrafić w przekonujący sposób udowodnić dlatego Wasz brak racji nie był zależny od Was. Powinniście byli mieć rację, ale ten kraj zrobił to, tamten zrobił tamto, sterujący rynkami nie pozwolili na to czy na coś innego, im bardziej konkretnie to przedstawicie tym bardziej wiarygodne to się będzie wydawało. Przy czym takie rzeczy nie muszą być prawdą. Warto być wygadanym i mieć tupet. Więc podsumowując instrukcję zostania straszycielem – treść przekazywana przez siewców strachu skierowana musi być do odbiorcy, któremu się tłumaczy, że niedługo wszystko będzie źle. Przy tym następuje jasny komunikat, że się jest obrońcą osób, do których się kieruje swoje treści. Jest się jednym z nich.
Rysowana jest linia i po tamtej stronie są oni a tutaj stoimy my, a pośrodku nas stoi wszechwiedzący guru i Wam powie jak się obronić. On zna receptę na nadchodzącą katastrofę. I sprzeda Wam tą receptę w postaci konsultacji, albo szkolenia albo chociażby książki – książka jest świetną wizytówką, która potwierdza, że faktycznie jesteście ekspertem, bo przecież książki nie pisze byle kto, trzeba się znać, żeby napisać książkę… Częstym sposobem dodawania wiarygodności do swoich przepowiedni to podawanie przykładów historycznych i odszukiwanie jakichś podobieństw. Im gorszą przyszłość nakreślicie, tym lepiej, bo wtedy macie szansę, że odbiorca podejmie szybką decyzję pod wpływem strachu. Tym łatwiej sprzedawać im bardziej się wpłynie na emocje - jest to jedna z podstawowych technik sprzedaży. Takich czarnych scenariuszy do których możecie się odwoływać jest bardzo dużo, bo często przywoływany przykład historyczny to wielka depresja lat 30 XX wieku w USA – wtedy indeksy giełdowe spadły o ponad 80%.
Albo przykład Japonii, która od ponad 30 lat jest w recesji (jeśli recesję mierzymy poziomem indeksu giełdowego, który od trzech dekad nie wybił nowego szczytu). Zarówno spadek o 80% i trwające trzy dekady spadki są przerażające, więc idealnie nadają się do tego, aby to wykorzystać i jątrzyć strach u słuchaczy. Odkąd wyszliśmy z kryzysu finansowego w 2009 roku, banki centralne zalały rynek tanim pieniądzem. Podobnie po 1990 roku zrobiła to Japonia – tam reakcja na stan gospodarczy był dużo wolniejszy i w dodatku Japonia ciągle musi walczyć z deflacją, ale o tym przecież nie możemy mówić, bo wtedy argumenty takie szybko zostaną obalone. Przytaczanie historycznego przykładu Japonii działało do 2021 roku, po 2021 nagle skoczyła inflacja, co wymanewrowało nas w kryzys, który totalnie nic nie ma wspólnego z tym co dzieje się w Japonii, ale to nieważne – Japoński kryzys deflacyjny można teraz porównywać do amerykańskiego kryzysu inflacyjnego w 70 latach w USA.
Bo przypomnę: jeśli wcześniej również straszyliście wysoką inflacją, bo im więcej różnych czarnych scenariuszy się przytacza tym łatwiej powiedzieć, że „wcześniej właśnie przed takim kryzysem ostrzegaliście", to teraz możecie przytoczyć przykład lat 70 w USA – czyli czas kryzysu inflacyjnego, surowcowego oraz konfliktu zbrojnego różnych państw. Wystarczyło tylko powiedzieć, że drukowanie pieniędzy kieruje nas w stronę scenariuszu Japońskiego oraz, że to drukowanie może się zakończyć silnym skokiem inflacji i tym oto prostym sposobem jesteście przygotowani na wypadek pojawienia się kryzysu deflacyjnego oraz inflacyjnego. Kiedy później jeden z dwóch przyjdzie, możecie sobie wybrać ten, który lepiej pasuje do danej sytuacji – a kryzys gospodarczy zawsze związany jest albo z zagrożeniem deflacyjnym, albo z ponadprzeciętnie wysoką inflacją. Często osoby uprawiające sianie takiego strachu nawet wierzą w swoje kompetencje. I nawet nie musi być w tym złej woli. Człowiek ma skłonność do przeszacowywania swoich umiejętności i zdolności przewidywania niektórych zdarzeń.
Rynki finansowe i sytuacja geopolityczna to maszyna miliona elementów w którym każdy z nich podejmuje samodzielne decyzje, oparte nierzadko na czymś tak nieprzewidywalnym jak emocje i każdy z tych miliona decydentów ma wpływ na całą resztę maszynerii. Oznacza to, że wielu rzeczy nie w sposób przewidzieć i udawanie, że się jest na tyle przenikliwym by przewidzieć przyszłość jest po prostu przejawem arogancji i nadmiernej wiary we własne zrozumienie świata. To są cechy wpisane w ludzkie DNA.
Więc bardzo często osoby, które głoszą takie rzeczy uważają, że mają rację. Przeszacowują oni swoje kompetencje. Monetyzowanie takiej ścieżki zawodowej opartej na straszeniu społeczeństwa to nie tylko konsultacje, kursy, książki i wpływy z reklam. Wartością są również wszelkiego rodzaju wystąpienia, na gościnnym kanale YouTube, na konferencji itd. Czasami wystąpienia te są dodatkowym medium marketingu, w efekcie zwiększane są zasięgi i wzmacniany wizerunek „eksperta”. Kolejnym źródłem dochodu są usługi konsultingowe dla firm – gdy jesteście „ekspertem” i potraficie dobrze w marketing to można złapać wiele firm jako klientów by doradzić im jak się przygotować na koniec świata. Takie doradztwo może być bardzo lukratywne, bo mówimy tu o kilkudziesięciu tysiącach dolarów/euro/złotych, które dla wielomilionowej firmy nie jest dużym obciążeniem.
Czasami firmy takie zatrudniają takich doradców w radach nadzorczych. Raczej widać to za wielką wodą i dobrymi przykładami takich ekspertów będą Robert Kiyosaki, albo Jim Rogers lub też Ray Dalio. W Polsce też się znajdzie kilku czarnowidzących ekspertów, ale niech każdy o sobie sam pomyśli czy nim jest i czy jest to odpowiedzialne społecznie. Przechodząc do kwestii poleceń inwestycyjnych - bardzo częstym scenariuszem osób wyspecjalizowanych w straszeniu to polecanie inwestowanie w złoto. Złoto cieszy się dużym zainteresowaniem, kojarzone jest z dobrem luksusowym i ma bardzo długą historię, w której przetrwało dotychczas prawie wszystko - dlaczego „prawie”, o tym za chwilę… Złoto jako polecenie inwestycyjne często przytaczane jest w kontekście tego co Was uchroni przed każdą możliwą apokalipsą. Dodatkowo chętnie przytaczane jest jako sposób ulokowania majątku tak aby być niezależnym od systemu, bo posiadając złoto w jakimś swoim sejfie, banki ani państwo nie widzą ile czego posiadacie.
W społeczeństwie popularność inwestowania w złoto jest ogromne i nieważne czy ono rośnie, czy spada - społeczna aprobata złota jako inwestycja jest tak znacząca, że praktycznie nie da się zrobić błędu polecając je jako sposób zabezpieczenia swojego majątku. I oczywiście nie negujemy zalet złota, uniezależnienie się od „systemu” jest prawdziwe, to że złoto zawsze posiada jakąś tam wartość również. Trzeba w tym być po prostu ostrożnym, a nie być spolaryzowanym.
Panuje mit, że złoto przetrwało dotychczas wszystko - licząc od wszelkiego rodzaju kryzysów i depresji gospodarczych aż do wojen światowych. Dla przypomnienia przytoczę tu ustawę z 28 października 1950 roku o zakazie posiadania walut obcych, monet złotych, złota i platyny To przytaczam tylko jako kontrargument do tego, że złoto nie zawsze było takie bezpieczne. I wiem, że znajdą się osoby które chciałyby poprowadzić debatę na ten temat i udowodnić nam, że złoto jednak jest najlepsze i najbezpieczniejsze, a wspomniana ustawa jest wyjątkiem potwierdzającym regułę. W taką dyskusję się nie chcemy wdawać i po prostu chcemy zaznaczyć, że nic nie jest ani czarne ani białe. Przechodząc do dalszych poleceń inwestycyjnych - po 2017 roku coraz więcej osób zaczęło dostrzegać rosnącą popularność kryptowalut.
Więc głupio by było o tym nie gadać, tym bardziej, że temat kryptowalut wpisuje się w bardzo modny trend - inwestycja w sposób, który jest poza systemem - swego rodzaju ochrona przed drukowaniem pieniędzy, hiperinflacją itp. Jeśli tok rozumowania jest taki, że słusznie jest inwestować w krypto żeby się zabezpieczyć przed wglądem obcych w nasze finanse to należy zadać sobie pytanie czy przypadkiem nie wymyślamy sobie wroga. Być może system jest wrogi, być może nie, nie wiem - nie będę tego oceniał, z pewnością jednak decyzja o inwestycji w cokolwiek nie powinna być podjęta jedynie na bazie emocjonalnej reakcji na takie rozważanie. Jest wiele więcej elementów, które są ważne w podejmowaniu decyzji o alokacji swoich pieniędzy z nadzieją na ich pomnożenie.
Więc rozumowanie "inwestuje w krypto, żeby rząd nie miał wglądu w moje finanse" jest dość krótkowzroczne. Od 2017 roku minęło pięć lat i jak takie polecenia się skończyły? Kto w 2017 roku zainwestował w krypto i wytrzymał przeogromną zmienność, ten dzisiaj jest plus minus na zerze, jeśli ktoś trafił troszkę lepszy moment, to w optymalnym przypadku może się teraz cieszyć z kilkuset procentowych zysków - powodem tych zysków jest przeogromna zmienność, dlatego też nie brakuje osób, które na tym straciły ogromne pieniądze. Jeszcze gorzej wygląda to w przypadku osób, które od 2021 roku są w posiadaniu “waluty przyszłości”, dzisiaj muszą patrzeć na to jak ich majątek skurczył się o ponad 70%. Być może w przyszłości kryptowaluty jeszcze umożliwią osiągnięcie podobnie imponujących stóp zwrotu jak dawniej, ale na tę chwilę przeogromna zmienność tego aktywa, powoduje że kryptowaluty pozostają silnie spekulacyjną formą inwestycyjną z podobnym ryzykiem jak w przypadku inwestowania w małe spółki giełdowe. Kolejnymi poleceniami finansowych influencerów straszących kryzysami są aktywa, których wyników praktycznie nie da się zmierzyć, a przynajmniej nie mogą tego zrobić osoby, do których takie polecenia są kierowane. Wśród nich: inwestycja w ziemię, inwestycja w whiskey, inwestycja w wino, w zegarki i jak jest się dostatecznie odjechany to w oldtimery.
Oczywiście mówimy o osobach generalizujących tego typu polecenia. Bo ja bardzo szanuję jeśli ktoś będzie się dzielił konkretami i ma w danej dziedzinie ekspertyzę. Na pewno da się zarobić na alkoholach lub oldtimerach, ale poziom ekspertyzy musi być tak wielki, że zanim zainwestujecie to już dawno wiecie, że warto w to inwestować. Informacja, że warto inwestować w stare samochody nie jest odkrywcza dla osób, dla których to będzie miało sens.
Gorzej jeśli ktoś kto nie ma o tym pojęcia rzuci się na ten temat pod wpływem porady inwestycyjnej kogoś kto również nie ma o tym pojęcia. Problem polega na tym, że żyjemy w czasach błyskawicznej gratyfikacji i natychmiastowej informacji i społeczeństwu wydaje się, że w kilkugodzinnym szkoleniu zdobędą całą niezbędną wiedzę na temat inwestycji w zegarki, alkohole, kart bejsbolowych, zabytkowych obiektywów czy czegokolwiek innego na czym się teoretycznie da zarobić, ale nie będąc naiwnym początkującym w tych tematach. Mam znajomych, którzy w powodzeniem inwestują w samochody, powiedzieli mi nawet, które modele, z jakimi silnikami, w jakim stanie, skąd kupić żeby na tym zarobić.
Nie zrobię tego bo się na tym nie znam, nie będę wiedział kiedy rozpoznać odpowiedni moment sprzedaży, gdzie go sprzedać, ile lat go trzymać, jak zadbać o taki samochód, gdzie go trzymać, co z nim robić, jak go konserwować i nawet nie wiem czego jeszcze nie wiem. A zdobycie tej wiedzy nie jest kwestią szkolenia lub książki, ono wyniknie z pasji. I dopóki nie będę pasjonatem to inwestycja w to nie ma sensu.
Nawet jeśli ktoś Wam obieca w rezultacie złote góry. Więc wszystkie tego typu egzotyczne tematy zostawcie dla pasjonatów i oni już dobrze wiedzą w co inwestować. I jeszcze ostatnia kategoria inwestycyjna polecana przez guru finansowych strachów to instrumenty finansowe notowane na giełdzie, ale pamiętajcie, że polecane będą tylko te tanie aktywa, bo słowo “tanie” oznacza, że w przyszłości to coś wzrośnie i będzie drogie. Jakby teraz coś już było drogie to przecież bez sensu… Od 2012 roku do w zasadzie dzisiaj, tanimi aktywami były między innymi akcje z Polski, z Turcji, z Rosji i czasami pojawiał się jeszcze Singapur. Rynek który powinien być omijany to rynek amerykański - no bo ten jest wiecznie “drogi” i w dodatku manipulowany (słowo „manipulowany” warto dodać na wypadek gdyby w przyszłości stał się jeszcze droższy).
Oczywiście błąd takiej logiki jest tak bolesny, że aż szkoda tego komentować. Wystarczy spojrzeć na to, które rynki jak się zachowały przez ostatnie 10 lat żeby zauważyć, że „tanie aktywa” wcale nie oznaczają, że z czasem stają się one drogie. Poleceń inwestowania jest oczywiście więcej, można by jeszcze przytoczyć inwestowanie w ETF’y surowcowe, które replikowane są fizycznie, tzn. abyście tylko nie inwestowali bez pokrycia w faktycznym surowcu - bzdura! Oczywiście wszystkie te polecenia nic nie mają wspólnego z solidnym budowaniem majątku. Po prostu otrzymujecie treści, które w przekonujący sposób sprawiają, że myślicie że jest źle, będzie gorzej i klasyczne, stare dobre i sprawdzone metody zabezpieczania kapitału to wał.
Wtedy zaczynacie wierzyć w bajki, szukacie dróg na skróty i zaczynają się alpejskie kombinacje, u których podstaw leży naiwność a których wynikiem jest finansowa klapa. Jeśli chcesz ulokować swoje pieniądze, to kwestia zawsze jest bardzo indywidualna. Trzeba uwzględnić swoją gotowość do ryzyka, swoje oczekiwania, swój horyzont czasowy, swoją wiedzę, swoje już posiadane doświadczenie w inwestowaniu, swój kapitał, czas jaki temu możecie regularnie bądź też nieregularnie poświęcać itd.
To są wszystko bardzo indywidualne sprawy. I jeszcze dodam, że wysoce prawdopodobne jest to, że ci influencerzy finansowi wiecznie głoszący nadchodzące kryzysy i spiskowe wyjaśnienia z bardzo dużym prawdopodobieństwem nie inwestują w taki sposób jak polecają to swoim słuchaczom. Osoby takie często po prostu mówią to, co ludzie chcą słyszeć, albo to co nabija wyświetlenia. Niektórych można łatwo zweryfikować, ale to częściej za granicą - np. Ray Dalio, który medialnie prezentuje się jako wieczny pesymista, w rzeczywistości inwestuje całkowicie inaczej niż mówi - jego flagowy fundusz zarządza aktualnie ok. 25 miliardami dolarów i zarabia średnio ok. 11% rocznie.
W Polsce z kolei trudniej uzyskać historię wyników inwestycyjnych takich osób, a jeśli jakieś wyniki są przedstawiane to w taki sposób, że raz nie da się ich zweryfikować i dwa wybierany jest bardzo krótki zakres czasowy. Dlatego możecie być pewni, że jeśli pesymistyczni influencerzy finansowi inwestują tak jak głoszą, to nic nie wiedzą o inwestowaniu i wyniki to potwierdzą. W tym miejscu polecę Wam jeszcze książkę Nasima Taleb “Na własne ryzyko”, w książce tej znajduje się cały rozdział , który poświęcił właśnie influencerom finansowym wyspecjalizowanym w straszeniu nadchodzącymi kryzysami, jest to dobra książka, dająca do myślenia.
Podsumowując: zawód influencera finansowego wyspecjalizowanego w straszeniu wszelkiego rodzaju krachami i resetami gospodarczymi jest zawodem, który dociera do mas, bo przedstawiane czarne scenariusze wywołują emocje i bezpośrednio dotyczą osób, które te treści konsumują. Naszym zdaniem straszenie dla własnej korzyści jest nieetyczne i nieodpowiedzialne. Wywołuje to negatywne emocje i nie edukuje a wręcz ogłupia. Nie wszystkie treści, które mają negatywne brzmienie powstają z takiej motywacji, ale Wy jako odbiorcy tych treści filtrujcie co oglądacie i słyszycie, bo to Wasze wyświetlenia karmią tę machinę straszenia. I jeszcze dwa słowa o tym jak my widzimy w tym wszystkim nasz kanał: my nie budujemy zasięgów strasząc kryzysami albo rozpowszechniając kontrowersyjne treści i teorie spiskowe. Mówimy o tym co myślimy i co naprawdę robimy, dlatego nie polecamy inwestycji w zegarki bo się na tym nie znamy.
Promujemy długoterminowe inwestowanie bo my tak działamy bo uważamy, że w długim terminie da się zarobić bez większej filozofii. Poza tym kanałem mamy inne źródła przychodu. Ja zarabiam jako youtuber, fotograf i filmowiec. Sprzedaję dobra cyfrowe, takie jak kursy nauczające robić dobre zdjęcia.
I zarobione pieniądze w zdecydowanej większości inwestuję długoterminowo na giełdzie. Daniel zarządza portfelami inwestycyjnymi notowanymi na giełdzie, od których otrzymuje prowizję w przypadku gdy wygenerują one zysk. Przy stracie nic on nie zarobi. Dodatkowo dywersyfikuje swoje przychody jako autor książki, i bloger.
Obaj zarabiamy również z tego kanału, bo tworzymy go razem i owszem zarabiamy z niego, ale na pewno chcemy móc przy tym spojrzeć w lustro i spokojnie spać, więc wolimy budować nasze zasięgi oferując Wam wiedzę i informacje bez podtekstu nadchodzącej katastrofy. Wychodzimy z założenia, że jeżeli będziemy szanować widzów to i widzowie będą szanować nas. I jeszcze częsty atak: skoro zarabiamy na giełdzie to po co nam tworzenie kanału? Bo mamy na to czas i jest to sposób robienia czegoś dobrego przy możliwości zarobienia na czymś co lubimy robić, więc dlaczego nie? Inwestujemy przede wszystkim długoterminowo co nie wymaga poświęcania temu zajęciu 8h dzień w dzień, wolny czas wykorzystujemy na budowaniu czegoś wartościowego. Tak to widzimy. Jeśli interesuje Was ile dokładnie można zarobić jako twórca internetowy to co roku, pod koniec grudnia, na moim drugim kanale robię finansowe podsumowanie zarobków, w którym dzielę się konkretnymi liczbami.
Link do drugiego kanału znajdziecie w opisie lub po prostu wpiszcie moje imię i nazwisko „Patrik Heliosz”. Także życzymy Wam braku zmartwień i odpowiedzialnych mediów. Głowa do góry, świat się nie kończy, można budować majątek starymi dobrymi metodami, bez kombinowania, można iść spać z uśmiechem na twarzy, wiedząc, że jutro też będzie dobrze. Dziękujemy za Waszą uwagę, do zobaczenia i usłyszenia w przyszłym materiale, trzymajcie się, cześć.
2022-12-24 20:19